Lalka Eliza

Gdy ratownicy zdjęli z dziewczynki kolorowe śpioszki, zobaczyli szkielet obciągnięty skórą. W wieku pięciu lat Eliza ważyła tyle samo, co gdy opuszczała szpital w wieku sześciu miesięcy.

Pierwsza klatka. Nie trzeba się wtrącać

Pierwsza klatka, w bloku przy ulicy Sikorskiego w Kętach, wiedziała, co się dzieje, ale jej lokatorzy uznali, że nie należy wtrącać się w cudze sprawy. Ściany są tu cienkie, rodzin nie za dużo, blok ma cztery piętra. Klatka ze współczuciem przyglądała się Karolinie, jak zimą z wysiłkiem taszczyła ze sklepu ziemniaki w worku, wracała objuczona zakupami. Była wtedy małą dziewczynką, biedne dziecko, niektórym nawet pękało serce, tak mówią dziś. Klatka patrzyła z podziwem, jak Karolina prowadzi młodsze rodzeństwo do przedszkola, na plac zabaw, jak go pilnuje, nie jak siostra, lecz matka raczej. Wszyscy wiedzieli przecież, co się dzieje w mieszkaniu na ostatnim piętrze. Słyszeli, jak ojczym Karoliny, kiedy był napity, wyzywał jej matkę, szarpał, nawet kiedy trzymała dziecko na ręku. Ty szmato! – niedziela, nie niedziela. Albo już później, gdy młodszy brat próbował bronić matki i też obrywał. Widzieli matkę, gdy pijana śpi w piwnicy, bo mąż nie wpuścił do mieszkania.

– To dziecko – mówi klatka o Karolinie – przeszło tu gehennę. Cóż ona miała za dzieciństwo? Jakby była na służbie. Horror jakiś.

Matka urodziła ją jeszcze w liceum. Rodzony ojciec szybko ich zostawił, pił, zabił się. Matka szybko znów wyszła za mąż. Urodziła jeszcze sześcioro dzieci. Mieszkali w dwóch pokojach. Ojczym nie rozpieszczał Karoliny. Pracował w kopalni, ale zwolnili go za picie.

Karolina wszystko znosiła cierpliwie, klatka mówi o niej: – Bardzo spokojna, grzeczna, nieoklęta, nieawanturnicza.

Policja czasem przyjeżdżała, matka nie wytrzymywała bicia i sama dzwoniła.

– Ściany są takie, że wystarczy pierdnąć, a sąsiad słyszy. Ale ludzie nie chcą się wtrącać, bo się boją porysowanego samochodu, pretensji, nie chcą, żeby ich ciągali po sądach, policjach – mówi sąsiadka. – Mnie też mąż bił i każdy miał to w dupie, dopiero gdy sama poszłam na komisariat, to coś się zmieniło. Jest znieczulica, taką generację mamy, każdy jest sam, człowiek człowiekowi zgotował ten los, no niestety.

Rys. Anna Reinert i Jacek Faleńczyk

Żółwik i dożywocie

Karolina wiedziała, że w życiu może liczyć tylko na siebie. Skończyła zawodówkę handlową i natychmiast wyprowadziła się z bloku przy Sikorskiego, miała 17 lat. Nie spodobało się to jej matce, była nawet na policji, ale usłyszała, że nic nie mogą zrobić.

Karolina zamieszkała z Damianem, poznała go, gdy sprzedawała w sklepie na osiedlu. On pracował w masarni. Był o kilka lat starszy, oboje mieli trudne dzieciństwo, czuli się niechciani. W sierpniu 2012 roku Karolina urodziła córeczkę. „No to żółwik” – napisała przy zdjęciu Elizy na Facebooku. Córka zasypia na nim w czystej pościeli, otulona różowym kocykiem w misie.

W listopadzie 2019 roku Karolina i Damian zostali skazani na 15 lat więzienia za zabójstwo Elizy ze szczególnym okrucieństwem. Prokurator uważa, że wyrok jest rażąco niski, chce dożywocia. W Katowicach trwa proces odwoławczy. W apelacji prokurator napisał: „W żadnym (…) słowniku nie znajdują się słowa, które mogłyby w sposób odpowiedni określić zachowanie oskarżonych. Doprowadzenie osoby, a przede wszystkim bezbronnego małego dziecka do śmierci przez zagłodzenie, podając przy tym jedynie niewielkie ilości pożywienia i płynów, rodzi uzasadnione skojarzenia z metodami opisanymi na najczarniejszych kartach historii ludzkości”.

__________

Reportaż ukazał się w „Dużym Formacie” 13 lipca 2020 r.

Cały tekst na wyborcza.pl