W klatce

Dawałem w żyłę, świat był piękny, nie było w nim jego.

– Uciekałem przed nim przez całe życie. Przerażał mnie, nie byłem w stanie wejść do pokoju, w którym mieszkał, nigdy. Coś mnie paraliżowało. Za ścianą słyszałem tylko ten jego głos, krzyk, zawodzenie, jęk, coś, czego nie dało się zrozumieć, jakby nie z człowieka. Nie wiem, jak wyglądał, mogę sobie wyobrażać, w głowie mam tylko ten głos. I jeszcze dźwięk, gdy walił metalowym kojcem o ścianę, i to tak, że tynk odpadał, w ścianie robiły się dziury, chciał wyjść, miotał się. To pamiętam. A kiedy w końcu zapanowała cisza, zamiast ulgi poczułem straszny lęk, rozpacz i smutek. Czuję go do tej pory.

Widziałem kiedyś film o obozach dla jeńców amerykańskich, dokument, Japończycy na Amerykanów mówili “kłody”, nie mieli nazwisk, nie byli ludźmi, tak było łatwiej. Dla mnie on też długo nie miał imienia, był po prostu “nim”.

Ilustracja Piotr Chatkowski

Ojciec umarł, trudno 

– Wychodziłem z domu i to wszystko było za mną. Gdy tylko robiło się ciepło, plecak na grzbiet i na wylotówkę, z kumplami łapaliśmy stopa, jechaliśmy w Polskę. Miałem może 13 lat, to chyba było na Mazurach, leżeliśmy na trawie, menel przechodził, spojrzał na mnie i powiedział: “O, cedzik!”. Słowo bez sensu, ale tak zostało. Nie mówili na mnie od tej pory Marek, tylko “Cedzik”.

O ojcu mogę powiedzieć krótko, bo prawie go nie znałem. Miałem już kilkanaście lat, siedziałem ze znajomymi w knajpie, tu, w Bartoszycach, nagle czuję, że mam za sobą czyjeś plecy, wtedy kumpel nachyla się i mówi: “To twój stary!”. Zamurowało mnie, nie wiedziałem, co powiedzieć. Ojciec chyba też, wstał i poszedł. Pamiętam, że tylko raz odwiedził nas w domu, a potem na ulicy, kiedy się spotykaliśmy, zawsze udawał, że mnie nie widzi. Wtedy w tej knajpie byłem chyba najbliżej niego.

Płacił mamie groszowe alimenty, sam sobie takie ustalił. A ona, choć było ciężko, nigdy nie wystąpiła o to, żeby je zwiększyć, duma jej nie pozwalała. Ojciec jeździł tirem po Europie, radził sobie nieźle, ale lubił wypić. Ktoś na niego doniósł, zabrali mu prawko. Powiesił się w 1994.

Trudno, niewiele poczułem.

Matka, mama właściwie, była szwaczką. Nie wiem, jak się poznali, nie pytałem, wiem, że całe życie wstydziła się, że ma dzieci bez ślubu. Mnie i właśnie jego.

__________

Paweł Piotr Reszka

Reportaż ukazał się w „Dużym Formacie” 19 lipca 2021 r.

Cały tekst na Wyborcza.pl

kontakt z autorem